czwartek, 28 lipca 2011

Arrivederci Italia!

Moja włoska przygoda razem z kolejnymi godzinami niedzielnego wieczora się kończyła. Nocna droga przez Austrię, poranek w Czechach i obiad na Śląsku skutecznie odwróciły moją uwagę od rosnącej ilości kilometrów dzielących mnie od słonecznej Toskanii. Do Włoch wrócę na pewno, aczkolwiek tym razem zdecydowanie w innej formie. Obserwując turystów i mieszkańców oraz warunki doszłam do wniosku, że jedyną metodą na poznanie wszystkich uroków tego kraju jest wynajęcie skutera, co jest opcją niedrogą, wygodną i klimatyczną. Vespy i Piaggio to esencja Włoch. Za czym będę tęsknić? Zdecydowanie za kawą, która jest tu nieporównywalna, za jedzeniem Margarity sprzedawanej na kawałki, pastami, serami, wędlinami...no, generalnie - jedzeniem;)
Wszystkim, którzy wybierają się do Włoch polecam raczej zwiedzanie na własną rękę - właśnie skuterem. Audioguide'y są wszechobecne (nie jestem tylko pewna czy język polski jest wszędzie dostępny), a naprawdę mniejsze miasteczka mają więcej uroku i mniej turystycznej "szopki", przy podobnej jakości (o ile mogę użyć tego słowa) zabytków. Przestrzegam przy okazji przed włoskim menu turistico - charakteryzuje się brakiem wyszukanego smaku i wysokimi cenami, które można poznać bardzo łatwo - po zdjęciach/rysunkach w menu przestawiających potrawę.
Mój osobisty plan na powrót to Siena, San Gimiganano i Verrazzano Castle, w których się zakochałam, naprawdę polecam!:)




środa, 27 lipca 2011

San Gimiganano&Firenze

Przedostatni dzień we Włoszech był dla mnie bardzo pozytywnym zaskoczeniem - myślałam, że po tak wielkiej ilości pięknych i nastrojowych miejsc żadne kolejne nie zrobi już na mnie wrażenia, które zetnie mnie z nóg, a jednak! San Gimiganano jest niesamowite! Teoretycznie zwykłe miasteczko, w którym roi się od dawnych wieży budowanych przed laty przez zamożniejsze rodziny konkurujące w ich wysokości. Ale tak na prawdę miasto ma taki klimat, że nie chce się go opuszczać. Nie da się przedstawić na zdjęciach jego uroku, tam trzeba po prostu być. A przy okazji polecam zjeść najlepsze lody świata:)




Widok z najwyższej wieży - 210 schodków i ten widok był mój:)


W niedzielę jednak czekało mnie drugie (na szczęście nieco mniejsze) rozczarowanie Toskanii - Florencja. Owszem - architektura i miasto są piękne, ale uważam, że przy Sienie, Lucce, czy San Gimiganano to miasto nie ma szans. Być może wywodzi się to z mojej antypatii do miejsc stricte nastawionych na "ugoszczenie" turystów, nie wiem, Florencja jest pięknym miastem, wiele budynków zapiera dech w piersiach ale zdecydowanie nie ciągnie mnie do powrotu.

Moje odczucia co do tego miasta idealnie przelał na papier Bartek Chaciński:
"Wierzę w to, że taka powiedzmy Florencja jest piękna. Problem w tym, że poruszając się po niej, widziałem głównie plecy innych turystów oraz ciekłokrystaliczne ekrany ich aparatów."


Średniowieczny sklep monopolowy;)





Dawid - ideał mężczyzny - proporcje ciała zachowane, z wyolbrzymionymi dłoniami i głową.

Hercules nazywany przez Florentyńczyków "workiem z kartoflami".

piątek, 22 lipca 2011

Verrazzano Castle&Montepulciano

Dziś czekała nas degustacja win. Byliśmy pewni, że będzie to zwyczajne siedzenie w piwnicy pijąc po łyczku każdego z trunków, ale już podjeżdżając do winiarni zdaliśmy sobie sprawę z faktu, że to będzie coś więcej. Pan, który nas oprowadzał miał niesamowitą osobowość. Dowiedzieliśmy się, że jeśli chodzi o wino bardzo ważną rolę odgrywają tradycja i przesądy. Wierzono, że nawet szczekanie psa może przeszkodzić winu w odpoczynku. Trunek oznacza dla Włochów szczęście i życie, więc nie żałują go nawet dzieciom. Mieliśmy okazję posmakowania trzech czerwonych win w kolejności od najlżejszego do najcięższego, jednego białego i Grappy (woda z wyglądu, ogień w ustach) i posmakowania tutejszego chleba z oliwą, do którego nie dodaje się soli by nie obrazić smaku oraz ciasteczek, które macza się w winie.











Później mieliśmy okazję pospacerować po miasteczku, które rozsławił jeden z filmów sagi "Zmierzch" - Montepulciano. Autorka książki wymyśliła nazwę rodu - Volturia, a następnie zastanawiając się czy istnieje jakieś miejsce, w którym można ją umieścić wygooglowała to zapytanie i...o dziwo trafiła! Volterra leży w Toskanii, aczkolwiek odmówiła producentom filmu wzięcia udziału w przedsięwzięciu. Ten moment wyczuło podobne, aczkolwiek o wiele mniej popularne miasteczko - Montepulciano i właśnie tu nakręcono film nazywając je oczywiście Volterrą. Na miejscu można znaleźć nawet mapki "śladami Belli i Edwarda", aczkolwiek największe rozczarowanie sprawia młodym fankom odkrywanie faktu, że fontanna, która uczestniczyła w najważniejszej scenie została postawiona tylko na czas kręcenia filmu.



Filmowy budynek i krzesła w miejscu wymarzonej fontanny;)

To tak biegła Bella! Miałam małą przewodniczkę Zosię, która rozpoznała wszystkie miejsca i opowiedziała mi całą fabułę "Zmierzchu":)

Lucca, Pisa&Marina di Pisa

Dzisiaj miałyśmy okazję zobaczyć tzw. małą Sienę, czyli Luccę. Miasteczko jest niesamowicie nastrojowe. Nie widnieje w przewodnikach jako "must see", więc liczba obcokrajowców nie jest aż tak porażająca, aczkolwiek jest to miasteczko turystyczne, które zdecydowanie warto odwiedzić szukając klimatu włoskich uliczek.








Następnie wybraliśmy się do Pisy. Kiedy wszyscy wysiedliśmy z autobusu byliśmy nieco zakłopotani. Multum stoisk na których można było kupić niesamowicie niepotrzebne rzeczy, za niesamowicie duże pieniądze. Po przedarciu się przez namawiających do zakupu handlarzy przechodzimy do bramy, za którą podobno czai się krzywa wieża. I nagle naszym oczom ukazała się bajka. Niesamowite wrażenie, przepiękne miejsce. Pisa to nie tylko krzywa dzwonnica, a baptysterium, katedra, szpital i i cmentarz, a także całe miasto liczące 100 tysięcy mieszkańców, z czego 1/3 stanowią studenci (znajdują się tu trzy historyczne uniwersytety).



Legenda głosi, że jeśli kobieta będzie patrzyła w czerwoną kolumnę przez 5 sekund, jej partner pozostanie wierny przez 24 godziny.

Kasetony na suficie katedry.



Zmęczeni gwarem pojechaliśmy do typowo wypoczynkowej miejscowości o nazwie Marina di Pisa. Tu ciasna zabudowa już się rozluźniła, co dawało więcej oddechu. Kamienista plaża nie sprzyjała kąpielom, ale widoki były niesamowite, a kawa pyszna. Tu można było odetchnąć od turystów i poczuć smak Włoch.








czwartek, 21 lipca 2011

Magia Sieny

Dzisiejszy dzień był dla mnie jednym z najpiękniejszych ostatnimi czasy. Miałam okazję poczuć klimat zapierającej dech w piersiach Sieny. Miasto zachwyca. Ciasna zabudowa, charakterystyczna kolorystyka budynków, niesamowita architektura... Przez kilka godzin miałam wrażenie, że czas się zatrzymał i jestem w filmie. Piorunujące wrażenie.
Siena toczy odwieczną walkę z Florencją. Przez lata rywalizowały one ze sobą między innymi budując coraz to bardziej imponujące budowle.

Stare miasto.

Wieża darmozjada - legenda głosi, że dzwonnik tak szybko przejadał swoje wypłaty, że zastąpiono go maszyną.




Wejście do Baptysterium.


Duomo di Siena.

Wnętrze jedynej katedry, której wnętrze pokrywają czarno-białe paski.



Piazza del Campo , na którym odbywa się coroczny wyścig konny.



Uliczka z widniejącymi flagami dzielnicy, która wygrała tegoroczne Palio - gęsi.
Jednak Siena to nie tylko widoki - to też mentalność ludzka. Mieszkańców charakteryzuje ogromne oddanie wobec sąsiadów i znajomych. Miasto cieszy się największą ilością wolontariuszy - pomaga się tu nawet dając korepetycje, gotując za darmo podczas uroczystości. Jednak podział Sieny na dzielnice wcale nie jest nieistotny. Poza konkurencją podczas wyścigu konnego, podczas którego są w stanie posunąć się dla zwycięstwa daleko część dzielnic tak bardzo nie darzy się sympatią, że młodzi ludzie mają nawet problem z zawieraniem związków małżeńskich pomiędzy mieszkańcami różnych dzielnic! Aktualnie panuje podobno moda na cudzoziemki i cudzoziemców, więc zasady te nieco straciły na wyrazistości, ale dzielnica Gęsi i Wieży dalej nie zawiera małżeństw. Sienieńczycy charakteryzują się bardzo dużym temperamentem i jak to określa wnętrze tutejszej katedry (Duomo di Siena) są albo biali albo czarni - nie ma kompromisów.