sobota, 15 grudnia 2012

"Blondynka w Chinach" - Beata Pawlikowska

"Wsiąkam. Zanurzam się. (...) Nie pamiętam zapachu poranków i wieczornego lasu. Ani smaku herbaty parzonej w szklanym dzbanku. Ani rytmu, jaki moje palce wybijały na klawiaturze komputera, kiedy pracowałam nad rozdziałem nowej książki. Nie pamiętam nic, bo nie chcę pamiętać.Kiedy wyruszam w podróż, zapominam o miejscu, z którego przybyłam. Nie zabieram rozmów ani zdarzeń, przyzwyczajeń ani ulubionych przekąsek. Czuję się jak skoczek na szczycie niebotycznej trampoliny, który wie tylko tyle, że w dole znajduje się ocean na tyle głęboki, że może do niego wskoczyć.Nabieram więc powietrza w płuca i czuję drżenie na całej skórze. Tak działa podróżniczy eliksir. Czuję go w każdej komórce ciała."


Te trzy pierwsze akapity "Blondynki w Chinach" wywołały ogromny uśmiech na mojej twarzy, już wiem, że książka ta będzie dla mnie idealna. Jest to pierwsza Beaty Pawlikowskiej w moich rękach, ale coś czuję, że nie będzie ostatnią. Ten egzemplarz dostałam od rodziców na urodziny ze względu na zamiłowanie do podróży i fakt, że od kilku miesięcy moje życie kręci się wokół języka mandaryńskiego i samych Chińczyków. Choć dziś zaczęłam czytać tę książkę, już mogę ją polecić! Wiele pasji, piękne zdjęcia, zero nudnych opisów, przyjazna edycja i wiele, wiele informacji, które mogą zapalić do wyjazdu!

4 komentarze:

  1. Dasz przeczytać?
    Mama

    OdpowiedzUsuń
  2. "nie zabieram rozmów ani zdarzeń" popieram

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak. Kwintesencja podróży - oderwać się od tego, co zostało i zagłębić się w to, gdzie się jest.

      Usuń