wtorek, 30 września 2014

Porto Swing Jam 2014


Minął miesiąc od wymiany lindy hoppowej w Porto, którą otworzyłam swoją przygodę z Portugalią. Przed rozpoczęciem zajęć przyjechałam do Lizbony, żeby stamtąd wyruszyć w podróż na północ i odkryć swingowe oblicze nowo poznanego kraju.
Czym jest wymiana lindy hop? Jest to odmiana festiwalu tanecznego, podczas którego uczestnicy nie biorą udziału w warsztatach. Dzięki temu zyskujemy czas na poznanie lokalnej kultury, zwiedzanie, zintegrowanie się i…sen! Sen, który po bardzo długich, portugalskich imprezach jest niesamowicie potrzebny.

Weekend minął bardzo szybko, obfitował w nowe znajomości i cudowne przeżycia.
Nie skłamię, jeśli powiem, że było to moje ulubione swingowe wydarzenie w krótkiej karierze lindyhoppera. Organizatorzy to niesamowicie ciepli i otwarci ludzie (którzy nocami gotowali w domu lokalne potrawy na pikniki i spotkania!), a uczestnicy tworzą już społeczność, która co roku się rozrasta i zjeżdża na to konkretne wydarzenie. Inwazja Hiszpanów, a poza nimi Francuzi, Niemcy, Czesi, Słowacy, Słoweńcy i tancerze z innych krajów, a nawet kontynentów, czekają na Porto Swing Jam i przez jeden weekend tworzą rodzinę. Pomimo tego, że pojechałam tam nie znając nikogo, już po kilku godzinach poczułam się częścią tej społeczności. Byłam zaskoczona i zauroczona.


Rozpoczęliśmy tanecznym piknikiem w parku z niesamowitym widokiem na Porto.
Kolejnego dnia, kiedy wstaliśmy po imprezie z muzyką na żywo trwającej do rana, zostaliśmy podzieleni na grupy i wyruszyliśmy w "gastronomiczną podróż" po smakach Portugalii. Każda drużyna dostała mapę, a w kolejnym odnalezionym miejscu próbowaliśmy lokalnego przysmaku, wykonywaliśmy zadanie i dostawaliśmy wskazówkę dotyczącą kolejnego celu. Na początku moje nastawienie było dość sceptyczne - nie jestem fanką tego typu gier. Jednak okazała się ona niesamowicie wciągająca i…smaczna:) Dodatkową pozytywną cegiełką okazał się fakt, że drużyna, której byłam częścią, zwyciężyła. Objedzeni lokalnymi smakołykami wyruszyliśmy w kilkugodzinny rejs po przepięknej rzece Douro. Oglądaliśmy Porto, wylegiwaliśmy się na pokładzie i tańczyliśmy. 70 tancerzy na jednym jachcie to zdecydowanie mieszanka wybuchowa - śmiech rozbrzmiewał wzdłuż całej rzeki:)









W sobotę znowu wstaliśmy późno. Kiedy mój host nastawiał budzik na godzinę 12 nie byłam w stanie w to uwierzyć. Jednak "rano", po 2 nocach tańca, nawet ta godzina wydawała mi się zbyt wczesna. Tym razem czekały na nas tradycyjne portugalskie gry. Ponownie byłam nastawiona sceptycznie, by zostać pozytywnie zaskoczona i w zwycięskiej drużynie. Brudni, zmęczeni i zadowoleni wybraliśmy się na zwiedzanie winiarni i degustację legendarnego wina Porto. Miejsce to zrobiło na mnie duże wrażenie.





Niedziela była pożegnaniem. Wypoczynek na plaży, trochę tańca, obietnice spotkania za rok. Te 4 dni w Porto były naprawdę niesamowite i mam nadzieję, że uda mi się je powtórzyć.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz